Gdzie oczy poniosą (podróże z dziećmi)

Cameron Highlands, czyli skąd bierze się herbata

W sieci łatwo znaleźć pocztówkowe, baśniowe zdjęcia herbacianych wzgórz. To one sprawiły, że zdecydowaliśmy dołączyć Cameron Highlands do planu podróży. Krótka wizyta „po obrazki” przyniosła też przyjemne orzeźwienie.

Długo nie mogłam doczekać się TYCH widoków po drodze. Kiedy tylko nie podawałam jedzenia, nie wycierałam rąk, nie uniemożliwiałam wyrządzenia nieodwracalnych krzywd, nie przytulałam, nie chowałam się za ręcznikiem albo nie wyjmowałam wody, rozglądałam się na prawo i lewo. Prócz palm i innej (charakterystycznej dla tego regionu) zieleni, nie było nic szczególnego. Im bliżej celu, tym bardziej zmieniał się krajobraz. Zamiast zieleni, były dachy szklarni. Poupychane między górami, wykorzystujące każdą wolną przestrzeń. Uprawy truskawek, kwiatów, sałaty, farmy motyli, … William Cameron odkrył to miejsce w 1885 toku. Później, niespełna 100 lat temu, brytyjscy koloniści uznali, że wzgórza nadają się do upraw. Dzisiaj warzywa i owoce z Cameron Highlands trafiają do sklepów w całej Malezji.

Widok w każdym razie nieszczególny – piękne góry pełne plastiku.

Jest jeszcze „potem”. A potem jest najzieleńsza zieleń tarasowych plantacji na herbacianych wzgórzach. I to już wygląda baśniowo. Mieliśmy szczęście – podobno na większościach tutejszych plantacji, liście zbierają maszyny. My widzieliśmy kilka osób sprawnie poruszających się między krzewami i wrzucających liście do koszy za ich plecami. Przez moment chcieliśmy nawet do nich iść.

Było przyjemnie chłodno. W ciągu dnia temperatura w Malezji sięga 32-36 stopni Celsjusza (przy czym odczuwalna jest jeszcze wyższa). Przy 25 stopniach w Cameron Highlands miałam pod ręką polary. Muszę jednak przyznać, że ubranie Janka w jeansy było lekką przesadą. Na tej wysokości czasami nawet zawieje.

Zielone krzewy pełne są aromatycznych liści. Między krzewami można odnaleźć ścieżki, którymi przechadzają się zbierający. Wokół unosi się zapach herbaty. W kawiarni  kelnerzy chętnie podpowiadają, gdzie pójść i co warto.

Herbatę piliśmy z widokiem na wzgórza. Bardzo smaczną herbatę. Można też obejrzeć plantację z poziomu siedziska quada albo samochodu terenowego a’la tuk tuk. Można chować się w liściach i zerwać kilka, żeby z nich zrobić herbatę. Można dowiedzieć się, jak powstaje (przy okazji od razu: jak powstaje cukier i taka góra, jak ta gdzie jesteśmy). Można też mieć obawy o bezpieczeństwo, kiedy kierowca jadąc po krętych i wąskich dróżkach, trzyma między nogami telefon i gra w Counter Strike.

Naprawdę piękne miejsce.

Na raz. Nie „odwidzę” (niestety nie „odwidzę” też plastikowej-półprzemysłowej panoramy okolicznych miejscowości).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *