Myśli potargane (o życiu i nie-życiu)

Gdzie bywam, kiedy mnie nie ma. Dwa słowa o obecności.

Nie tyle on jeden, tak bez kontynuacji. Ale gdyby dał mi szansę zatrzymać tą nieobecność, którą coraz częściej się sabotuję, to może dalej byłaby już tylko obecność. Może wtedy zorientowałabym się, że ktoś do mnie mówi, przed powrotem „z odległej krainy”. Może zniknąłby czas potrzebny na przestawienie się z trybu pracy na tryb domu. Może to jest sprawa przyzwyczajenia, decyzji i konsekwentnego pamiętania, z czego się wzięła.

Idę do pokoju dzieci, by przeczytać im bajkę i zawracam w połowie drogi, by zabrać ze sobą telefon. Błyskawicznie zerkam na wiadomości, historię połączeń, pocztę, facebooka, linkedina i worklpace’a. Odświeżam, pomimo że aktualizują się automatycznie. Nie odpowiadam, nie reaguję. Zyskuję świadomość, zajmuję czas, by potem wielokrotnie jeszcze do tego wrócić. I tracę skupienie na tym, co czeka mnie za ciemnobrązowymi drzwiami (i małymi, ciekawymi oczami).

Wychodzę do łazienki, zostawiając znajomych w salonie. Czytam zapisany wcześniej artykuł na telefonie. Wracając przypominam sobie, w jakich tematach byliśmy, zanim uciekłam od obecności.

Szykuję kolację, odpowiadając pobieżnie na pytania męża. W międzyczasie studiuję w głowie listę tego, o czym chciałabym pamiętać następnego dnia. Bez zapisywania i głębszego sensu – ot, zlepek myśli dający poczucie złudnej kontroli i bezpieczeństwa.

Wyrzuty sumienia są wtórne. Podstawowa jest strata. Kiedy jestem w danym miejscu myślami, duchem i ciałem – widzę więcej szczegółów, buduję pełniejszy obraz emocji, zauważam zapachy i drobne zmiany otoczenia. Zyskuję czas, uwagę i radość. Kiedy jestem tylko ciałem i częściowo myślami – wytrącam się ze spokoju. Jeszcze bardziej uciekam. Trudno mi wracać. Tracę ważne elementy obrazu i zgadzam się na to, by w sferze przeżyć i doświadczania działo się mniej (ale przede wszystkim: inaczej) niż bym chciała. Przychodzi więcej wątpliwości, jeszcze więcej kotłujących się myśli.

Kiedyś dziwiło mnie (gdzieś na przełomie czasów szkoły średniej i studiów), że wielu dorosłych słucha często tylko chwilę, a potem albo dostają przestrzeń i odpowiadają, albo zaczynają mieć takie puste spojrzenie. Tak, jakby zawiesili na mnie wzrok i przestali z niego korzystać, błądząc gdzieś wewnątrz swoich przeżyć. Wydawało mi się, że to kwestia wyboru. Dzisiaj uważam raczej, że to jeden z wymiarów zmieniania się człowieka w czasie. Wierzę też, że (jak wiele chorób) można tą zmianę zatrzymać, cofnąć, zlikwidować przyczynę i objawy. Warunkiem koniecznym jest pamiętanie o tym przy wielu codziennych wyborach.

Bo czy obecność nie jest naturalna i prawdziwa? Czy w świecie obecności nie kryje się rzeczywiste przeżywanie? Taka radość bez chaosu w tle. Taka rozmowa bez niemego odhaczania tematów. Taka rzeczywista reakcja zamiast oględnego odnajdywania się w dyskusji. Takie plus sto do ważności. Takie życie, zamiast myślenia o życiu.

A skoro tak – to niech czas będzie wypełniony obecnością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *