Myśli potargane (o życiu i nie-życiu)

Żebyście byli szczęśliwi i szybko wrócili do domu

To właśnie takie życzenia słyszałam w te święta najwięcej razy. Z jednej strony cieszą mnie i wzruszają, z drugiej pojawia się przy nich cień obawy (naprawdę nie chcę, by stało nam się coś złego!). Decyzja podjęta, wszyscy o tym wiemy. Nikt nie wywiera presji, nie straszy konsekwencjami, nie próbuje zatrzymać. Wszyscy wiemy, że w tych kilkunastu głowach kotłują się mniej i bardziej katastrofalne myśli, których wypowiedzenie (w najlepszym wypadku) mogłoby spowodować niepewny uśmiech i spokojny komentarz (bagatelizujący lub odwracający uwagę).

Przebija się z tych życzeń wiele myśli, które towarzyszą przygotowaniom do podróży:

„martwię się o was”

„jesteście dla mnie ważni”

„chcę dla was dobrze”

„kocham was”

„chcę, żebyście byli tutaj”

To kolejna magia towarzysząca decyzji o wyjeździe. Uwalniają się emocje, które na co dzień nie są aż tak wyraźne, nie krzyczą tak donośnie. Teraz (jeszcze bardziej!) wyrazy troski i chęć pomocy przebijają się z wielu komunikatów, płyną z wielu stron. Podróż jest katalizatorem. Pokuszę się o stwierdzenie, że większość decyzji nim jest. Bo „to chcę zrobić jeszcze przed wyjazdem”, bo „to powinnam uporządkować jeszcze teraz”, bo „inaczej nie będzie działać”, bo nie ma na co czekać. Bo bezpieczeństwo, chęci, zdrowie, marzenia. Wiele rzeczy zdarzyło się przez ostatnie dwa lata właśnie z powodu podróży. A przecież – fizycznie – zmieniła się tylko świadomość podjęcia decyzji.