Gdzie oczy poniosą (podróże z dziećmi)

Rozbudowa bazy danych

Jest kilka rzeczy, na których szczególnie skupiam się przez ten ostatni okres przed podróżą. Podzieliłam na pięć obszarów (każdy z nich opiszę osobno).

A. Rozbudowa bazy danych

B. Lista i pakowanie (więcej tutaj)

C. Dokumenty, pieniądze i telefon (więcej tutaj)

D. Rodzina i znajomi (więcej tutaj)

E. Ostateczne zabezpieczenie „tyłów”

 

Zaczynam od bazy danych. Jako osoba emocjonalna i szukająca możliwości doświadczania: chcę wiedzieć jakie mam opcje, i z czym może się to wiązać. Bardziej niż głębokiej analizy, poszukuję wrażeń, opisów i ocen tych, którzy doświadczali. Kuszą mnie zdjęcia, przykłady i opisy, które mogę zapisać na dysku (i w pamięci), żeby później wyrobić sobie zdanie i zdecydować, co jest bardziej sexi dla mnie, dla nas, dla obranych założeń i planu podróży. Chcę mieć kontakt do kogoś, kto obcuje z nieznaną mi kulturą. Jest lub bywa jej częścią. Chcę mieć pomysły na rozwiązania powtarzających się problemów, przewidywać przynajmniej część trudności i reagować na nie. Mieć szansę uchwycić to, co najbardziej wartościowe. Do tego potrzebna mi jest rozbudowa bazy danych. To ona wypełnia moją głowę obrazami i emocjami, które (w co wierzę) pozwolą mi bardziej płynnie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. No i jest jeszcze radość – bo każda chwila, którą przeznaczam na sprawy związane z wyjazdem zwiększa moją radość i jeszcze bardziej nie mogę się doczekać. Tym bardziej, kiedy coraz więcej sobie wyobrażam.

A. Rozbudowa bazy danych

1. Strony internetowe i blogi podróżnicze

Jest ich wiele, znaleźć nietrudno. Od teoretycznych wywodów, przez praktyczne porady i emocjonujące przeżycia, aż do totalnie abstrakcyjnych spostrzeżeń. To na nich wyrobiłam sobie zdanie m.in. o ochronie przed słońcem i owadami, sposobach uzdatniania wody i przygotowaniu do eksplorowania morskiego dna. Uspokoiły mnie też w kontekście podróży z dziećmi na koniec świata – są inni, którzy to robili, wygląda na to, że przeżyli i albo im się podobało, albo nieźle ściemniają. W kontekście pytań w stylu: „a nie boisz się, że…?” – uważam, że to wartościowe odniesienie. Piękne zdjęcia, podpowiedzi miejsc, historie zabawne i mrożące krew w żyłach – to wszystko buduje jakieś pojęcie o tym, czego się można spodziewać „tam”.

2. Grupy na facebooku

Po umieszczeniu posta z pytaniami w jednej z nich – w kilka godzin miałam prawie 30 komentarzy, z których znaczna większość to merytoryczne odpowiedzi na moje pytanie z istotnymi podpowiedziami (i tylko jedna jedyna złośliwość!). Polecam dodanie się z kilku powodów.
„Po pierwsze primo” – tam co chwilę ktoś komentuje i pyta o rzeczy, które inaczej nie przyszłyby mi do głowy (nigdy wcześniej nie słyszałam o karcie wielowalutowej Revolut, Grabie (tamtejszy uber), nie znałam nazw sklepów, gdzie można kupić jedzenie dla roczniaka, cen przejazdów (wartości, do których warto się targować), rodzajów transportów wodnych, … Jest wszystko. Włącznie z praktycznymi podpowiedziami, typu: które kaski na skuter chronią głowę, a które wyłącznie od mandatu.
„Po drugie primo” – to duża pomoc już podczas pobytu na miejscu. Znalazłam dwie grupy, gdzie społeczność błyskawicznie reaguje podpowiadając, gdzie danego dnia jest okazja zobaczyć coś ciekawego, gdzie są korki, jaką wybrać restaurację, jak poradzić sobie na komisariacie, lub z kim można się spotkać: Tajlandia FAQ i Tajlandia Forum. Poleciłabym z czystym sumieniem obie. W tej chwili skupiam się na pierwszej destynacji – z pewnością w przyszłości pojawią się następne.

3. Znajomi i znajomi znajomych

Nie ma takiej strony, w którą mogę się odwrócić, żeby nie było choćby jednej osoby, która ostatnio była w Wietnamie albo w innej Tajlandii. Ewentualnie zna kogoś, kto był. Wygląda na to, że będziemy jednymi z ostatnich 😉 Ludzie jeżdżą po świecie i chętnie dzielą się doświadczeniami. Nie widzę i nie spotkałam (lub nie zorientowałam się, że spotkałam) Polaka-Cebulaka, który był, ale nie powie. Albo powie źle, żeby się ktoś bardziej pomęczył. Pytanie daje odpowiedzi, albo chociaż – dalsze pytania. Podpowiedzi o tuk-tukach, chustach sari, czy buff, ciepłych polarach do klimatyzowanych pociągów, przysmakach, zatłoczonych rejonach, sanktuariach słoni – wiele z tych rzeczy padło w rozmowach z ludźmi, którzy byli i widzieli. Do tego dochodzi osobiste zaufanie do kogoś, co podnosi rangę i wiarygodność informacji.

4. Narady wewnętrzne
To zaskakujące, jak różne rzeczy wynajdujemy w czeluściach internetu ja i Maciej. Z wymiany informacji wychodzą… nowe informacje, a także: wspólna taktyka na dalsze poszukiwania i w miarę zbieżne oczekiwania. To też oszczędność czasu (efektywność level hard) – bo przekazujemy sobie wyłącznie samą esencję bez pozostałych 90% treści, które uznaliśmy wcześniej za mniej kluczowe. Romantyczne narady to nie tylko sposób na zabicie nudy (która, jak łatwo się domyślić, notorycznie nas przytłacza), ale też drożdże i piekarnik w jednym dla tego szaleństwa w sercu i w głowie, które obija się o wewnętrzne ścianki organizmu krzycząc: „to już zaraz!”

 

P.S. To może być ciekawe doświadczenie – spojrzeć na to z perspektywy „po podróży” i zweryfikować, czy i co było konieczne, potrzebne, a co całkiem zbędne.