Myśli potargane (o życiu i nie-życiu)

„Mamo, czy jak będę stara, to będę umiała się uśmiechać?”

Spojrzałam na panią siedzącą obok nas. Na jej pomarszczoną skórę wokół ust, nosa i oczu. Na zwiotczałą skórę rąk. Na poważny wyraz twarzy. Na jej spojrzenie, wbite przez kilkadziesiąt sekund w jeden punkt. Nie wiem, ile mogła mieć lat, ani jaka jest jej historia. Nie mogę wykluczyć, że dziesięć minut wcześniej śmiała się do utraty tchu. Być może wyglądała na smutną dlatego, że przed chwilą odebrała telefon ze złą wiadomością. Być może.

Podobno uśmiech to skrzywienie, które wszystko prostuje. Mnie się to wielokrotnie sprawdziło – jakby uśmiech był kluczem do zrozumienia dobrych zamiarów. Do niemego przyznania się do pomyłki. Do przejścia krok dalej. W wersji musicalowej może wyglądać to tak, że nagle otwierają się drzwi i z zaplecza restauracji wybiega (tanecznym krokiem!) rozśpiewana obsługa, wskakuje (koniecznie) na stoły i zaczyna stepować wokół głównych bohaterów. Z sobie tylko znanych powodów, nie wbiega potem zaskoczony szef restauracji, by dowiedzieć się o co chodzi, ratować przerażonych gości i pozostawione na ogniu potrawy. W wersji „prawdziwe historie” – kiedy z kimś rozmawiam, w towarzystwie uśmiechu, łatwiej jest mi widzieć wspólne interesy i współdziałać.

Pomijając uśmiech ironiczny. Za którym zresztą także przepadam.

No właśnie…

A teraz moja córka pyta mnie, czy jak będzie stara, to będzie potrafiła się uśmiechać.

– Wydaje ci się, że starsi ludzie nie potrafią się uśmiechać?

– Na przykład ta pani. – a więc chodziło o naszą pogniecioną wiekiem sąsiadkę.

Czułam się jak Sherlock Holmes, który dobrze rozwikłał pierwszą część zagadki. Przynajmniej wstępnie. Przynajmniej na poziomie znalezienia bezpośredniej przyczyny pytania.

Tak, ona będzie potrafiła się uśmiechać. Wszyscy potrafią, nawet jeśli zdają się o tym nie pamiętać. A może ciężar minionych dni jest dla nich większy niż wdzięczność za to, co przyniosły. A może tak im się wydaje.

Hej! Co jest takiego z tym uśmiechem, że statystycznie ubywa go z upływem lat? Okej, obowiązki w pracy, troska o dzieci, odpowiedzialność za rodzinę, prowadzenie domu, trudności, smutki, niedopowiedzenia, ospa wietrzna, nieporozumienia, niespełnienia, oczekiwania, a nawet sąsiad, który za głośno puszcza muzykę, wciąż odrastający trawnik, popsute sprzęgło i nieszczelne okno w łazience…

Przypomina mi się historia, której byłam świadkiem. Prowadzący spotkanie poprosił o spojrzenie na sufit dużego budynku.

– Czy ktoś z was zauważył te dwie dziury?

Większość zgromadzonych podniosła ręce.

– Dlaczego na stu metrach kwadratowych rzeźbionego sufitu, przez wielu uważanego za dzieło sztuki, większość osób w pierwszej kolejności widzi dwie szpecące go dziury?

Nawet, jeśli jest to pewne uproszczenie.

A niech ten dach ma i dziesięć dziur! Jest, zdobi, chroni przed deszczem i wyznacza punkt spotkań. Można na nim powiesić ozdoby i światło. Można go narysować albo próbować do niego doskoczyć. Można pod nim postawić stół. Czerpać inspirację, pomalować, rzeźbić w miniaturze. A jak będzie potrzeba, spalić w piecu, żeby się ogrzać. Albo zbudować z niego statek (nie wiem, można? nie znam się).

No to dlaczego? A raczej: dlaczego nie inaczej?

Dzieci mają niewiele narzuconych poglądów, ja nigdy nie wspominałam o tym, że starsi ludzie mało się uśmiechają. Chyba nigdy nie przyszło mi to nawet do głowy, żeby dzielić ludzi w tym temacie na dorosłych i starszych. A jednak jest jakieś źródło tego dziecięcego pytania. I nie wierzę, że to tylko ta jedna pani. Pytanie było zbyt ogólne.

Kiedy nasza sąsiadka spojrzała w kierunku Marysi, Kasi i Janka, uśmiechnęła się i wyglądała zupełnie inaczej.

Przynajmniej na chwilę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *