Myśli potargane (o życiu i nie-życiu)

Mały człowieku – nie jesteś miniaturką dużego człowieka

Twoja klatka piersiowa i brzuszek unoszą się miarowo i opadają. Nieruchome, lekko otwarte usta przyjmują niezbędne do życia powietrze. Pod powiekami pewnie właśnie toczy się życie… Pamiętam, jak wczoraj obudziłaś się z płaczem mówiąc:

– Mamo, Marysia wbiegła na samochody.

Przytuliłam cię mówiąc, że to był tylko zły sen. Ty powiedziałaś, że powinna poczekać na mamę. Powiedziałam, że śpi na górze, na łóżku piętrowym, że jest cały czas w domu, że to nie było naprawdę, że to tylko obrazy w twojej małej główce. Tata podniósł cię do góry, żebyś mogła ją zobaczyć.

Zasnęłaś.

Rano usłyszałam głośne „klaśnięcie”. Wydawało mi się, że czyjaś ręka uderza o czyjąś twarz. Po chwili wiedziałam, że nie wydawało mi się. Wysłałam was na swoje łóżka zupełnie zdezorientowana.

Co robić?

Poprosiłam każdą osobno o opowiedzenie tego, co się zdarzyło. Co chwilę zmieniała mi się perspektywa. Kto kogo uderzył, a kto bał się, że ktoś go ugryzie. Kto zabrał grę, a kto popsuł mozolnie tworzony rysunek. Kto wszedł na plecy, a kto krzyczał, że boli. Każdy ruch miał swoją przyczynę w innym ruchu.

Stworzenie alternatywnej rzeczywistości, w której na każdym etapie można było zmienić bieg zdarzeń, to może być dla was zbyt wiele. A jednak opowiedziałam tą historię od nowa. Wyjątkowo w tej chwili cierpliwa. O tym, co mogło się zdarzyć i co mogło być dalej. Z nadzieją, że być może znajdzie się to w waszej puli pomysłów w przyszłości.

Jestem dumna z siebie, kiedy czuję, że nie dałam się ponieść. Złości, potrzebie ciszy, negatywnym emocjom. Zbyt często jednak nie wytrzymuję. Z bezsilności podnoszę głos, tracę cierpliwość, nie mam ochoty odpowiadać na kolejne pytanie.

Krzyczysz i płaczesz. Kiedy nie usłyszałam, że chcesz wyjść z tej samej strony samochodu co ja i zdążyłam już trzasnąć drzwiami. Także wtedy, kiedy otworzyłam je ponownie, bo przecież można to jeszcze nadrobić. Zapomniałam, że twoje nóżki weszły dzisiaj na 400 stromych stopni wykutej w skale świątyni. Że spałaś krócej ostatniej nocy i bolał cię brzuszek. Że już kilka godzin wcześniej mówiłaś, że bolą cię nogi. Nie chcę słyszeć tego krzyku. Przecież można inaczej.

Tylko skąd ty masz to wiedzieć? Jak opanować emocje, które krzyczą całym ciałem. Tym, które dopiero poznajesz. W świecie słów, z których wielu nie rozpoznajesz. Skąd masz wiedzieć, że kierowca chce jechać dalej, że ludzie w restauracji czują dyskomfort jedząc w krzyku, że jak jest długo głośno to zaczyna mnie boleć głowa. Jak masz do tego dojść?

Chcesz jechać na moich kolanach. Nie na jednym, ale na obu. Sama. I przytulać się cały czas. Bo lubisz mnie najbardziej na świecie. Prawie tak, jak dmuchańce. Kocham cię całym sercem. Chcę, żebyś czuła to i była tego pewna. Mam troje dzieci i każde kocham trochę inaczej, ale tak samo mocno. Nie chcę, żebyście mierzyli miłość czasem przejazdu na kolanach. Jak można dawkować uczucia dzieląc je po równo. Jak daleko jest to od naturalności? Jak pamiętać, kto był ostatnio. Jak reagować, gdy mówisz: dobrze, teraz ona może. Skoro wydaje mi się, że robisz to wbrew sobie.

Chciałaś pierwsza mieć zrobioną fryzurę. Z doświadczenia zakładam, że potem skakałabyś po łóżkach i pokoju krzycząc, że ty byłaś pierwsza, a ona nie. A ona byłaby wtedy smutna. Głównie przez tą radość z jakiegoś pseudo zwycięstwa. Przecież chcę, żebyś walczyła o swoje, pytała, zgłaszała się. A jednak nie chcę godzić się na jakąkolwiek nierówność. Czy tłumić w zarodku, czy poczekać, co z tego wyniknie? Co sprawi, że kiedyś będziesz chciała dbać o siostrę tak jak o siebie, zamiast z nią walczyć. Co sprawi, że będziesz miała siłę walczyć o swoje?

Złościsz się, że kąpię cię jako drugą. Przecież tu też chciałaś być pierwsza. Tak samo jak siostra. Nie widzisz związku z tym, że długo się rozbierałaś. Że zanim ty zdjęłaś bluzkę, ona była już w połowie umyta. Przynajmniej dopóki ktoś ci o tym związku nie powie. Być może kiedyś dojdziesz do wniosku, że to o niczym nie świadczy. Ktoś musi być wcześniej, a ktoś musi być później.

Jak mam pamiętać, kiedy ktoś jest głodny, ktoś zmęczony, a głowa pełna od szumu, że krzyk i płacz są twoim sposobem na wyrażenie emocji? Zapominam…

Po raz kolejny zakładasz buty odwrotnie. Dobre kilkadziesiąt razy mówię ci o tym, a ty, bez żadnych złych emocji zdejmujesz i przekładasz. Jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Nie frustrujesz się, nie złościsz. Dziwi mnie to, bo jestem dorosła. Bo dla mnie czas ma znaczenie. Bo trudno mi uwierzyć, że wykonywanie czynności może nie przynosić emocji, a popełnianie błędów może być prostą drogą nauki. Bez smutku i żalu. Podskakujesz radośnie, kiedy trafisz za pierwszym razem. A co, gdybym nie miała czasu i przełożyła ci te buty sama? A co, jeśli nie dałabym szansy?

Uważasz, że kiedy usiadłaś na gorącej ławce, mniej się tobą opiekowałam. Mniej niż twoją siostrą, kiedy usiadła na gorącym podjeździe. A przecież, twoimi oczami, oparzyłyście się tak samo. Jest ci przykro, bo wydaje ci się, że dostałaś mniej uwagi. Że twoja ranka była mniej ważna.

Nie potrafię pamiętać wszystkich swoich zachowań. Może wydawać mi się, że reaguję podobnie. Mogę być pewna, że siła mojej miłości jest identyczna. Ale nie potrafię kalkować reakcji. Wpływają na nie miliony rzeczy i okoliczności. Tylko… jak ja mam ci to wytłumaczyć? Twoja błyskotliwość zaskakuje mnie. Twoje logiczne myślenie i wyciąganie wniosków wydaje mi się ponadprzeciętne. A jednak mam trudność, żeby przemodelować okoliczności na historię, która będzie dla ciebie zrozumiała.

Wspinasz się w miejsce, które nie jest do tego przeznaczone. Dumna z siebie wołasz mnie, żeby się pochwalić, a ja mam ochotę krzyknąć tylko: „uważaj”. Ale nie krzyknęłam. Tym razem. Wzięłam kilka głębokich wdechów i pomyślałam, że wykazałaś się niezłą sprawnością. Chcę dowiedzieć się, jak na to wpadłaś i czy bałaś się po drodze.

Czy gdybyś spadła, miałabym do siebie żal, że byłam za mało ostrożna? Że nie zabroniłam ci tego, że nie patrzyłam bez przerwy, że w końcu nie zdjęłam cię stamtąd? Czy chciałabym słuchać, co mają do powiedzenia na ten temat inni? Czy nie powinnam być ciągle przy tobie, żeby cię chronić?

Czy gdyby cię zdjęła, zabroniła, czujnie obserwowała – czy wymyśliłabyś jak tam wejść? Czy za każdym kolejnym razem, gdy chciałabyś zmierzyć się ze sobą, nie miałabyś mniej odwagi? Czy gdybym skarciła cię, kiedy byłaś taka dumna, nie zgasłoby coś w tobie, choćby na kilka chwil?

Na twojej głowie, w okolicach włosów, pojawiają się kropelki potu. Dalej spokojnie oddychasz. Grymas twarzy może oznaczać, że we śnie toczy się średnio przyjemna historia. Trzymasz prawą rękę na nogach siostry, z którą od rana będziesz się bawić, kochać i walczyć.

Może jutro, kiedy poczuję, jak wzbierają we mnie emocje, przypomnę sobie ten ruch twojej klatki piersiowej. Spokojny, miarowy. Te ufne oczy, które patrzą na mnie codziennie. Te przytulające rączki. Tą potrzebę miłości i bliskości.

Być może będę pamiętać, że mały człowiek to tylko trochę mała wersja dużego człowieka. Inaczej myśli, inne rzeczy widzi i z innej perspektywy. Mały człowiek to wiele okoliczności, o których ja, jako duży człowiek, powinnam pamiętać. I mały człowiek nie musi o tym wiedzieć. I nawet jeśli wiem, że każdego dnia się potykam, to chciałabym każdego być trochę bardziej cierpliwa i bardziej uważna.

Ten tekst jest o obu dziewczynach, naprzemiennie. Jest pełen matczynych dylematów, a myśląc o nim i pisząc go przypomniałam sobie wiele sytuacji, w których ogromnym wsparciem było dla mnie słuchanie bliskich mi mam. Ich historie dowodziły mi, że nie jestem sama i to, co przeżywam, dzieje się też w innych sercach i w innych głowach. Mnie dotyka to każdego dnia. Wierzę, że do czegoś to powinno prowadzić.

Ponieważ tekst jest osobisty, a upubliczniony – zachowałam dla siebie to, które części historii dotyczą Marysi, a które Kasi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *